Mazda MX-5 ND (2018) – niezmiennie idealna

Ponad 12 lat temu (rok przed tym, jak zdałem prawo jazdy) byłem już szczęśliwym posiadaczem Mazdy MX-5 NA w amerykańskiej wersji Miata. Był to mój pierwszy, własny samochód, który kupiłem i doprowadziłem wraz z tatą do idealnego stanu, bo auto niestety było po kilku przejściach. Co ciekawe, na egzamin prawa jazdy moją własną Mazdą MX-5 wiozła mnie koleżanka, która już wtedy miała uprawnienia. Teraz, po 12 latach przerwy od MX-5 wsiadłem do najnowszej generacji oznaczonej literami ND i… wszystkie wspomnienia wróciły.

Wystarczyło usiąść za kierownicą i wrzucić jedynkę. Każdy, kto miał do czynienia z jakąkolwiek Mazdą MX-5 poprzednich generacji, nawet z zamkniętymi oczami wiedziałby, że siedzi w tym właśnie samochodzie. Wrzucam bieg: czuje charakterystyczny krótki skok lewarka, tzw. klik i wiem już, że to stare, dobre MX-5. Mimo, że zmieniło się opakowanie, to ten cukierek nadal smakuje tak samo.

Mazdę postanowiłem przetestować dość intensywnie. Zabrałem ją więc w miejsce, w którym nigdy nie byłem, ale od wielu lat planowałem je odwiedzić. To Bieszczady. Tajemnicze, piękne, dzikie i pełne krętych dróg. Plan był prosty. W pierwszy dzień dojechać z Krakowa do Ustrzyk Dolnych, omijając autostradę A4 (jadąc „starą czwórką” z Krakowa) i przejeżdżając całą Wielką Pętlę Bieszczadzką. Drugiego dnia wizyta nad Soliną, Mała Pętla Bieszczadzka, Szybowisko Bezmiechowa i powrót do Krakowa. Plan ominięcia autostrady był celowy. Każdy samochód z materiałowym dachem był i będzie głośny przy większej prędkości. Wybrałem więc drogi krajowe i średnią prędkość przelotową w okolicy 80-100 km/h. To był naprawdę świetny wybór. Cisza, spokój i piękne widoki.

Licznik naszego tripa pokazał łącznie 700 km. To już całkiem sporo by móc wypowiedzieć się o samochodzie, którym się podróżowało. Tak więc do dzieła.

Generacja ND wyposażona została w 2-litrowy, wolnossący silnik o mocy 160 KM z technologią SkyActive. Producent twierdzi, że dzięki tej technologii samochody Mazdy są jeszcze bardziej dynamiczne, elastyczne i wydajne. Charakteryzują się małym zużyciem paliwa i niską emisją spalin. Nie dzieje się to jednak kosztem ich osiągów i muszę się z tym zgodzić. Auto spaliło bowiem około 8 litrów na 100 km, pokonując kręte drogi i strome podjazdy. To moim zdaniem bardzo dobry wynik, jak na samochód wolnossący o pojemności 2-litrów. MX-5 ND jest bardzo elastyczne i nawet z 6-biegu i mniejszych obrotów bez problemu wstaje i przyspiesza. Nie trzeba więc machać w kółko lewarkiem zmiany biegów. To ważne, można bowiem w tym czasie potrzymać za kolano pasażerkę!

Z zewnątrz Mazda MX-5 jest nadal malutkim roadsterem, choć zmieniła się stylistyka kilku elementów. Przednie lampy otrzymały bardziej „skośne” rysy. W tylnych lampach, które w poprzednich generacjach MX-5 były owalne teraz zastosowano połączenie kółka z elipsą. Zderzaki i progi wyposażono w delikatne splittery. 17-calowe felgi aluminiowe lśnią w słońcu pięknym kolorem hyper black i w połączeniu ze świetnie wybierającym dziury zawieszeniem dbają o komfort podróży kierowcy i pasażera.

W środku jest tak samo ciasno, jak kiedyś. To od lat się nie zmienia i jest znakiem rozpoznawczym każdej Mazdy MX-5. Jednym ruchem ręki, bez konieczności wysiadania z auta możemy otworzyć lub zamknąć manualny dach. To prawdziwy oldschool i podoba mi się to, choć nie powiem, bo na początku szukałem przycisku do elektrycznego sterowania dachem. Cóż, mamy takie wygodnickie przyzwyczajenia w dobie tych wszystkich elektrycznych dodatków, którymi naszpikowane są dziś nowe samochody.

W MX-5 siedzi się bardzo nisko i wygodnie, choć fotele z ekoskóry na dłuższej trasie lubią przykleić się do pleców. Kierowcę i pasażera oddziela charakterystyczny, wysoki tunel środkowy, który pełni także rolę podłokietnika. Na środku deski rozdzielczej mamy do dyspozycji ekran radia, nawigacji i komputer pokładowy w jednym. Jest to urządzenie znane z innych modeli Mazdy, np. 3 lub 6. Obsługa systemu jest bardzo prosta i intuicyjna, natomiast pokrętło sterowania funkcjami i głośnością umiejscowione zostało na środku tunelu i mocno przeszkadza, ponieważ opierając tam rękę często nieświadomie coś klikamy. Jest to dość irytujące.

Zegary nowej Mazdy MX-5 są bardzo proste i czytelne. Po środku tablicy wskaźników został umiejscowiony obrotomierz, z prawej strony prędkościomierz, a z lewej licznik kilometrów, „tripomierz”, a także wskaźnik temperatury wody i poziomu paliwa. Całość wnętrza została wykonana z dobrych materiałów. Czarny kolor tapicerki i deski rozdzielczej został urozmaicony czerwonymi przeszyciami, które nadają temu małemu roadsterowi sportowego charakteru.

W środku jest bardzo mało miejsca na położenie portfela, telefonu… czegokolwiek. Mamy do dyspozycji w zasadzie tylko jeden większy schowek z tyłu tunelu i malutki schowek w podłokietniku (np. na klucze). Niestety dostęp do większego schowka jest bardzo niewygodny. Gdy podróżujemy sami problem nie występuje, bo wówczas możemy rozgościć się z naszymi klamotami na fotelu pasażera. Gorzej, gdy jedziemy w duecie. Wtedy zaczyna się kombinowanie, co i gdzie położyć. Uchwyty na kubki także zostały umiejscowione w niefortunnym miejscu – sprawdźcie sami przy okazji przejażdżki MX-5 ND. Poza tym więcej grzechów nie pamiętam.

Podsumowując. Mazda MX-5 ND to klasyczny roadster, który od 30 lat zachwyca właściwościami jezdnymi i ogólnym wizerunkiem. Małe, klaustrofobiczne autko z napędem na tylną oś, lubiące latać bokiem wtedy, gdy tego chcemy… czasem, gdy tego nie chcemy… Czy potrzeba czegoś więcej? Samochód z powodzeniem można wykorzystywać na co dzień: na dojazdy do pracy czy na zakupy. Niemniej jednak największą radość sprawi Wam on w słoneczny weekend, gdy z otwartym dachem będziecie podróżować bez celu – po prostu przed siebie, resetując przy tym mózg po ciężkim tygodniu w pracy. Ja tak zrobiłem i polecam każdemu!

Podziękowania:

Dziękuję Volante Cars – Wypożyczalnia samochodów za użyczenie samochodu do testów.