Alfa Romeo Stelvio Q4 2.0 TB 280 KM – włoska robota

Alfa Romeo… już na samą myśl słowa te przyprawiają wielu z nas o szybsze bicie serca. Jednych z powodu nieustannych problemów technicznych z tymi samochodami, a drugich z powodu niesamowitej frajdy z jazdy, designu i pięknej duszy, którymi to cechami charakteryzują się te włoskie samochody. Bez względu na to, czy jesteś Alfisti, czy też nie, musisz przyznać, że Alfy Romeo zawsze wyróżniają się z tłumu i na tle wielu nudnych, smutnych samochodów zaskakują swoją stylistyką i charakterem.

Na Stelvio musiałem chwilę poczekać, gdyż w swoim kalendarzu miałem umówione już inne samochody testowe, ale ponoć im dłużej się na coś czeka, tym bardziej to cieszy. Gdy nadszedł ten dzień i otrzymałem kluczyki do włoskiego SUVa, to postanowiłem rzetelnie sprawdzić, czy niosąca wiele emocji nazwa Stelvio została użyta w tym przypadku słusznie. Zacznijmy więc od wyjaśnienia, czym jest samo Stelvio. Otóż jest to najwyższa przejezdna przełęcz we włoskich Alpach Wschodnich. Prowadzi do niej droga SS38 o długości 24 kilometrów, zawierająca łącznie 48 ostrych zakrętów. Ta przełęcz i biegnąca przez nią droga jest nazywana powszechnie drugą najlepszą europejską samochodową trasą górską. Pierwszą rzecz jasna jest Trasa Transfogarska w Rumunii, którą mam nadzieję przejadę kiedyś w podobnym stylu, w jakim pokonałem drogę z Bormio do Stelvio. Do dziś na samą myśl o tym, jak świetnie goniliśmy się VW Golfem 7R z Audi S3 mojego kolegi mam gęsią skórkę! Stąd własnie emocje, o których wspomniałem na początku tego akapitu i chęć sprawdzenia, czy faktycznie nazwa modelu jest użyta w tym przypadku przez producentów słusznie.

Widok z Przełęczy Stelvio na drogę SS38 – fot. Tomasz Pansewicz

Wróćmy jednak do samochodu. Testowany egzemplarz Stelvio z napędem na 4-koła (Q4) i z 8-biegową, automatyczną skrzynią biegów został wyposażony w 2-litrowy silnik turbobenzynowy o mocy 280 KM. Nie jest to najmocniejsza jednostka w tym modelu (2.9 V6 BiTurbo 510 KM), ale i tak dostarcza świetnych wrażeń z jazdy. Auto przyspiesza od 0 do 100 km/h w 5,7 sekundy, co jest świetnym czasem jak na SUVa.

Stelvio waży na sucho tylko 1660 kg i jest średnio o 150-200 kg lżejsze od innych modeli konkurencji. Ta solidna redukcja masy czyni z tego samochodu genialną propozycję dla wszystkich tych, którzy szukają nie tylko sprawnego SUVa do poruszania się po szutrowych i kamienistych drogach, ale i auta, które dostarczy świetnych, sportowych wrażeń na drodze asfaltowej i pokaże swój narwany charakter. Tu z pomocą przyjdzie nam też możliwość wyboru trybów jazdy, ukryta pod nazwą DNA:

  • D (Dynamic) – dynamiczny, sportowy
  • N (Natural) – miejski, ekonomiczny
  • A (Advanced efficiency) – gwarantuje optymalną jazdę pod względem emisji spalin i zużycia paliwa

Polecam zdecydowanie uaktywnienie trybu D. Auto zaczyna wtedy bardzo szybko reagować na gaz, skrzynia biegów przeciąga nieco biegi, a kierowca ma wrażenie, że siedzi za kierownicą prawdziwego, sportowego samochodu, a nie potulnego SUVa.

Z zewnątrz oprócz 20-calowych felg aluminiowych z oponami 255/45/20, agresywnego przodu (tożsamego z modelem Giulia) oraz dwóch końcówek wydechu (po jednej z każdej strony) Stelvio nie zdradza nam zbytnio swojego sportowego charakteru, dzięki czemu niejednego ta skromna Alfa niespodziewanie zaskoczy.

Włoski SUV oprócz świetnie pracującej jednostki napędowej, szybko pracującej (choć nieraz szarpiącej skrzyni biegów) ma także bardzo dobrze dopracowany układ hamulcowy. Z przodu układ ten został wyposażony w duże zaciski 4-tłoczkowe marki Brembo. Hamulce potrzebują jednak odpowiedniego dogrzania, by były w 100% skuteczne. Pamiętajmy o tym, nim puścimy wodzę fantazji i oddamy się szybszej jeździe… bez hamulców.

Na osobny akapit zasługuje także zawieszenie Stelvio, które uważam za ewenement. Pracuje ono wyśmienicie, cicho i zachowuje się tak, jak tego oczekujemy zależnie od sytuacji, w której się znajdujemy. Gdy poruszamy się po gorszej jakości drogach, zawieszenie bezproblemowo wybiera dziury i nierówności, zapewniając pasażerom świetny komfort podróży. Gdy jednak chcemy zaszaleć i pobawić się na górskich, krętych odcinkach, to samochód prowadzi się jak po sznurku. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony taką charakterystyką zawieszenia – po prostu nie spodziewałem się aż takiej elastyczności jego pracy.

Przejdźmy teraz do wnętrza Stelvio i jego walorów użytkowych. Zacznijmy od bagażnika, który ma 525 litrów pojemności. W bocznej ścianie, po lewej stronie został umieszczony subwoofer systemu audio, a w podłodze zainstalowano specjalne szyny do organizacji przestrzeni ładunkowej.

Na tylnej kanapie jest wystarczająco dużo miejsca, by komfortowo podróżowały na niej 2 osoby dorosłe. Siedzisko kanapy schodzi ku tyłowi pod dość dużym kątem, w związku z czym wysokie osoby nie powinny mieć problemu z dotykaniem głową podsufitki. Z tyłu oprócz podłokietnika z uchwytami na napoje, dwóch nawiewów i 2 gniazd USB nie ma nic więcej. Nie ma także możliwości sterowania temperaturą nawiewów, co w samochodzie za blisko 300 tysięcy złotych powinno być standardem dla wygody pasażerów.

Siedzący w pierwszym rzędzie, czyli na przednich fotelach mają za to więcej możliwości i opcji do zabawy. Fotele przednie zostały wyposażone w elektryczne sterowanie, pamięć i podgrzewanie. Skórzana kierownica multifunkcyjna jest także podgrzewana i bardzo dobrze leży w dłoniach. Niestety drażnią wielkie, aluminiowe łopatki (powinny nazywać się łopatami!) do zmiany biegów, które są zamontowane w stałym położeniu (podobnie jak w Renault). Gdyby kręciły się wraz z kierownicą z pewnością było by wygodniej zmieniać biegi w czasie jazdy. Przyzwyczaić należy się także do specyficznie pracujących przełączników kierunkowskazów i wycieraczek. Plusem we wnętrzu są natomiast stylowe dekory na desce rozdzielczej i na drzwiach wykonane z prawdziwego drewna.

Zegary Stelvio zostały w klasyczny dla Alfy Romeo sposób cofnięte dość mocno do tyłu (zabieg znany już z modelu 156). System nawigacji multimedialnej, radia i multimediów jest niestety bardzo słabej jakości. O ile dźwięk w samochodzie jest bardzo przyzwoity, a soczysty bass nie powoduje (o dziwo!) drgania plastików, to sama jakość wyświetlacza i ogólny jego wizerunek jest kiepski i zbyt skromny. Ekran jest po prostu za mały i np. kamera cofania w tym samochodzie jest praktycznie niepotrzebna, bo i tak w zasadzie nie widać nic, co pokazuje. Materiały użyte do produkcji wnętrza są całkiem przyzwoitej jakości – ot, Alfowej, natomiast część elementów przy mocniejszym naciśnięciu (np. tunel środkowy) lubi skrzypieć – polecam obejrzenie mojego testu Stelvio na YouTube.

Gdybym miał podsumować Stelvio w kilku prostych słowach, to nazwałbym go samochodem sportowym ubranym w nadwozie SUVa.

Stelvio dostarcza bardzo wielu pozytywnych wrażeń za kierownicą, a najlepiej właśnie czuje się je w trybie D na krętych drogach. Wymaga od użytkownika przyzwyczajenia się do kilku niedociągnięć we wnętrzu i do specyficznego działania niektórych opcji wyposażenia, niemniej jednak taka właśnie jest i była odkąd pamiętam każda Alfa Romeo. Cóż, Alfy albo się kocha, albo nienawidzi.

Gdybym stanął przed wyborem SUVa w budżecie około 250-280 tysięcy złotych z pewnością wziąłbym pod uwagę Stelvio z tym silnikiem. Gdybym jednak miał jeszcze większy budżet wybrałbym wersję QV 2.9 V6 BiTurbo. Jeśli 280 KM w Q4 zapewnia tak wiele przyjemnych wrażeń z jazdy, to strach pomyśleć co dzieje się za kierownicą 510-konnej wersji.

Forza Italia!

Dziękuję Volante Cars – Wypożyczalnia samochodów za użyczenie samochodu do testów.